Strona Główna Galeria Siekierezady Opowieści z Siekierezady Muzyczne wędrowanie Dziewięciu.... Inspiracja słowem Poezja Foty Linki Forum Kontakt
                                   

 

 

 

Roman Zielonka

Dzień dobry!

Nazywam się Roman Zielonka i zostałem przez restauratorów z Siekierezady wybrany do lansowania jako lokalny produkt regionalny w kategorii poeta. Czym kierowali się oni dokonując tak ryzykownego wyboru - nie wiem i lepiej jak nie będę w to wnikał. W każdym razie w związku z zaistniałą sytuacją obsesyjnie przypomina mi się zasłyszana historia niejakiego Kajetana Jaxy-Marcinkowskiego, chorobliwego grafomana wybranego na początku XIX wieku przez ówczesne elity intelektualne Kongresówki na ofiarę mało wyszukanych żartów i kpin. Organizowano mu spotkania, wieczorki, wydawano kolejne tomy jago wypocin, wygłaszano odczyty, pisano o nim artykuły, nawet wystawiono jego sztukę w licznej obsadzie. I podczas gdy on przejęty i wzruszony deklamował, kłaniał się i odbierał hołdy, publika śmiała się do rozpuku, a zwłaszcza ci z dalszych rzędów, bo ci z pierwszych mięli niełatwe zadanie zachowania powagi i otwierania ust w niemym zachwycie.   

Ja już pierwszy tzw. autorski wieczór w Siekierezadzie miałem, a co działo się z tyłu i po kątach nie widziałem, bo panował mrok będący elementem scenografii... Ponieważ jednak posiadam dar postrzegania swojej osoby i tego co robię w autoironicznej perspektywie, więc nie zastanawiając się nad tym, co mnie może spotkać, ochoczo i z wdzięcznością włączam się do tej zabawy.

I właśnie w związku z tym zostałem poproszony o nakreślenie swojego CV, czyli po naszemu życiorysu. Ponieważ powoli dochodzę do półwiecza bytności na tym padole, a robiło się w tym czasie to i owo, więc z konieczności ograniczę się do nakreślenia tylko tych najważniejszych dla mnie faktów, które miały wpływ na skierowanie moich losów w stronę wierszopisania.

Urodziłem się 13 maja i mimo, że do astrologii mam stosunek chłodno - niechętny, to ze zdziwieniem stwierdzam, że nie spotkałem nikogo urodzonego tego dnia, kogo mógłbym nazwać zwykłym, spokojnym, normalnym człowiekiem. Nie będę tutaj kreślił sylwetek wszystkich znanych mi osób urodzonych tej daty, ale zorientowanym w bieszczadzkich realiach w zupełności powinien wystarczyć fakt, że 13 maja urodził się Rysiek Denisiuk, dawniej zwany Szejkiem, a obecnie Burym. Nawet ci, którzy urodzili się w bezpośrednim sąsiedztwie tego dnia są chyba ludźmi odbiegającymi od standardów przeciętności i kiedyś z dumą dowiedziałem się, ze Adam Ziemianin urodził się maja dwunastego. Takie kolejno odkrywane fakty musiały odcisnąć piętno na mojej osobowości...

Szkoła podstawowa, do której uczęszczałem w Lublinie nie nosiła imienia Emilii Plater, Wincentego Pstrowskiego, czy Unii Lubelskiej. Nosiła zaszczytne imię Adama Mickiewicza! I tamże, bodaj w czwartej klasie, zaszedł fakt, który powinien raz na zawsze zniechęcić mnie od prób poetyckich. Rozmarzony wspomnieniami właśnie zakończonych ferii zimowych, podczas pisania wypracowania na języku polskim, które to wypracowanie miało właśnie być relacją z tych ferii, postanowiłem rozpocząć pracę od wprowadzającej w temat czterowersowej rymowanki. I chociaż układanie jej zajęło mi niemal całą lekcję i niewiele innej treści już zdążyłem zawrzeć w tej pracy, to z niecierpliwością oczekiwałem następnej lekcji, na której wypracowania miały być omawiane. I owszem, mój wysiłek został przez polonistkę doceniony i moja duma dotrwała aż do dzwonka. Na przerwie jednak doświadczyłem losu papużki, która nagle znalazła się w stadzie wróbelków i już do końca podstawówki zwołanie „poeta, tylko głowa nie ta!” było najłagodniejszym z tych, które echem powracały przy każdej okazji, gdy ktoś chciał mi odpłacić za jakieś dokuczenie z mojej strony. Była to broń skuteczna i bolesna...

Bodajże Stachura, chcąc ubarwić jakoś swój oficjalny życiorys składany w jakimś poważnym urzędzie napisał, ze w wieku 11 lat śniło mu się, że fruwa. Ja niestety nie mógłbym szczerze zawrzeć takiej informacji, bo z tego, co pamiętam, najczęściej śniło mi się, że spadam. Ale to też dla psychoanalityka jest zapewne czytelną wskazówką do diagnozy...

Spojrzałem na to, co powyżej, przeczytałem i naszła mnie refleksja, że to chyba nie jest takie CV o które chodziło restauratorom. No to po co ja się tu męczę? No i te bolesne wspomnienia... Przerywam więc i jak decyzja z góry przyjdzie - ciągnąć tak dalej, to pociągnę. Ale uprzedzam, będzie tego jeszcze pewnie ze dwa albo i trzy takie odcinki. A jak powiedzą, żebym się przestał wygłupiać - to niech sobie sami napiszą mój życiorys!

 

   
     
     
     
     
     
     
     
           

Wiersze

     

SPÓŹNIONY SONET DLA WŁADKA NADOPTY

   
Pracownia Agnieszki    
Bartkowi    
Zaduszki 2002    
Fotografie