|
|
Ford Burma GTB
-Kurwa nie!!!! Kurwa to nie może
tak się skończyć - krzyczał w niebogłosy Jurek, a jego rozpaczliwy głos pochłaniał bieszczadzki las jak kroplę
wody gąbka. Ford nawijając metodycznie linę na bęben wciągarki zbliżał się do Jurka, który w uścisku stalowego węża mając nogę nie mógł
się uwolnić z jego splotów. Jeszcze dwie minuty temu nic nie zapowiadało tragedii, Jurek naładował szczapy bukowe na pakę forda z amerykańskiej
UNRRY i na reduktorze ruszył do przodu po następne, tylna oś zagłębiła się w błocie i trzeba było wspomóc się wyciągarką, solidną
wyciągarką firmy Garwood. Jurek rozciągnął linę, część łańcuchową oplótł o solidną
jodłę, zapalił motor i włączył jedynkę, podczas gdy „Birmańczyk” odlepiał się od bieszczadzkiej gliny szofer
wyszedł z maszyny by odrzucić kilka metrówek z przodu pojazdu i niefortunnie poślizgnął się na
brei. W tym samym czasie samochód jadąc po równym zluzował linę i w skręcie stalowej pułapki utkwiła noga,
źle się narobiło, cholernie źle, ford naszpanował swym cielskiem zwój i lina
wgryzła się do kości, potworny ból złagodzony krzykiem opróżniającym płuca z powietrza rozdarł ciszę bieszczadzkiego, zielonego oceanu,
płosząc parę kruków, które zerwały się do lotu unosząc do nieba przerażenie człowiecze. Jurek był solidny, dbał o sprzęt jak nikt w
bazie, doskonale wyregulowany Carter połykał dozowane paliwo, nowe świece dawały iskrę, a i
do zapłonu nikt nie mógł się przyczepić, jak Jurek ustawił to nie mógł późnić ani spieszyć. Paliwo zawsze zatankowane pod korek.
Leżał w kałuży błota i krwi i z przerażeniem patrzył jak
ford swym asymetrycznym ryjem zbliżał się doń jak drapieżny zwierz, może skończy się paliwo? Może kaszlnie
gaźnik, i zgaśnie? Ale podświadomie wiedział, że to on regulował i ustawiał wszystko, więc maszyna nie zawiedzie. Po kilkudziesięciu
sekundach długich jak noc polarna było po wszystkim. Ostatnie minuty życia szofera nawinęły się na lebiodkę, stalowy zderzak wgniótł się
w pierś ludzką łamiąc żebra jak zapałki i przyparł do jodły. Jurek opadł bezwładem śmierci na maskę „Birmańczyka”,
pojazd zgasł, dokonała się cisza śmierci, cisza bieszczadzkiego lasu. Jurek spoczął na ciśniańskim cmentarzu
a ford za bazą w szopie, nikt Go nie chciał, nikt się o Niego nie upomniał, a szkoda, bo maszyna piękna, dwa zapasy na bokach paki,
wciągara, agresywny, asymetryczny ryj, kładziona na machę
szyba, ale wszyscy w bazie mieli bolesną świadomość, że Jurek był tylko dla forda, a On tylko dla Jurka….. aż
po śmierć.
R |
|