Wojtek Stolarz „Noe” Podłogowy



Właściwie to ni chuja nie pojmuję tego przesłania. Bóg tworzy życie, w tym ludzi, ale zjebał nas po drodze i postanowił potopić to całe tałatajstwo, bo mu nie wyszło, odcinając się emocjonalnie od tej przerażającej decyzji. Trochę tutaj daleko do miłosiernego Ojca, bliżej do mściwego i psychopatycznego skurwysyna. Znajomemu przydupasowi tylko szepnął, co i jak chce uczynić, żeby tamten się ratował. Pod celą u Grypsera Noe nie miałby raczej dobrej passy. Wytłumaczeniem tego niewytłumaczalnego może być tylko to, że Żydzi za tym stali, a oni tak zrobią, żeby banki nie utonęły albo goje bez monet zostali, co na jedno wychodzi. Ale dość tej teologii, o Stolarzu mamy prawić. Skład desek, belek, kantówek, krokwi poczynił w Opolskim. Myślałem, że to biznes będzie, żeby na kieliszek chleba zarobić, a to plan mistyczny był od zarania. Wojtka Bóg namaścił i powierzył mu tę tajemnicę, że wytopi za pomocą rzeki Odry cały ten burdel, który sam stworzył. Rzekł do Wojciecha:

– Drewno konstrukcyjne gromadź, arkę zbuduj, bo topić będę niedługo.

I Wojtek jął gromadzić, a że ludziska przychodzili i pytali: "A można trochę kupić?", to zaczął sprzedawać i biznes się z tego zrobił. Zapomniał Wojtek o Bogu, a jak sobie przypomniał, to za późno było. Zalał go Stwórca Odrą na dwa metry. Dechy nasiąkły, spleśniały, a PZU powiedziało, że ubezpieczali od deszczowego zalania, czyli z nieba, a nie od glebowego podtapiania. Bóg wyrzekł się takiego nieudacznego Noego jednym zdaniem:

– No i kurwa, wszystko znowu zjebałem, nawet tego Stolarza.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R