Pożegnanie Mirka Górala



Ciężko pisać na trumnie. Czy można skondensować ludzkie istnienie na jednej stronie białej kartki? Absolutnie nie. Czy można zrozumieć swoje i innych czyny? Jest to niemożliwe. Jesteśmy kompilacją racjonalnych i irracjonalnych składowych. Niesiemy błędne kody i wzorce. Zanim się ten chaos opanuje, trzeba odchodzić. Maj tego roku chłodem darzył, kilka razy zielone łąki oszroniły się siwym nalotem mrozu. Mirek Góral pojawił się w naszym świecie za sprawą Magdy, powszechnie szanowanej obywatelki Cisnej, pełnej energii, wiecznie uśmiechniętej i, jak my wszyscy, przez życie mocno sękatym kijem obitej. Wiem po sobie, jak było, tak było, ale dziecię się z tego zamieszania powiło. W moim przypadku sztuk raz, w Magdy i Mirka – dwa żywe ognie, harpagany. Mirek pracowity i zdolny w drewnie, jak to góral. Miał zalety i wady, jak ja i ty, jak każdy.

 

Komponował się w nasz bieszczadzki, szalony świat. Reprezentował Skup Runa Leśnego na Dołżycy, miejsce te wykreowali z Magdą. Nauczyłem się w życiu, że ono nie składa się z pasma sukcesów. Każdego dopadnie klęska, jest przypisana do wszelkich działań. Lepiej mieć tego świadomość, łatwiej wówczas umierać. Mirek w ten wiosenny czas trafił kumulację problemów. Nie oceniam go, nie mam do tego prawa. Jest mi niezmiernie smutno i przykro, że tak się stało. Niemniej wiem, jak to jest, jak drąży cię wewnątrz robak rozpaczy i zrobiłbyś wszystko, byleby to się skończyło. Żegnaj, Mirku. Sztafeta rozpaczy trwa nadal, przekazałeś ją dalej.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R