Pan dłoń



Z notatnika szeryfa okręgowego ciśniańskiego.

 

Ojciec był w naszej wsi szeryfem. Miałem dziesięć lat, siostra trzynaście. A pan drwal na Solince założył się o litr spirytusu, że utnie sobie siekierą dłoń. Dzisiaj ludzie nie rozumieją tej ceny, bo wódkę można pozyskać wszędzie, ale wtedy, w czasach niedoboru, to był środek płatniczy, cenniejszy od walut. Pan drwal przy kolegach honorowo ciachnął sobie dłoń na pieńku i ona spadła sobie w wysokie trawy. Pies leśniczego porwał ją jako trofeum, bo leśniczy w tym czasie kręcił zawzięcie korbką ebonitowego, czarnego telefonu, celem połączenia się z ośrodkiem zdrowia w Cisnej, by wezwano z Leska karetkę.

 

Ojciec jako szeryf też z urzędu pojawił się na miejscu i urządził obławę na złodzieja dłoni. Ostatecznie ze sprawcą dokonano wymiany. Ojciec nosił w kaburze pistoletu kanapki z kiełbasą własnego wyrobu. Pies porywacz wymienił się na nie, oddając dłoń pana drwala. Przez radiostację w samochodzie służbowym marki UAZ ojciec otrzymał polecenie z powiatu: natychmiast dostarczyć dłoń do Leska jako dowód w sprawie. Ale że ojciec wymienił te kanapki z psem, to po drodze wstąpił do naszego domu, bo to pora obiadowa była. Usiadł przy stole, położył korpus delikti na stole i rzekł do matki:

– Daj coś na szybko, bo zgłodniałem, a muszę zaraz śmigać do Leska.

Matka zawsze była twarda i spojrzawszy na dłoń, zapytała:

– A to coś musi tutaj leżeć?

Ojciec się oburzył:

– To przecież człowiek, potraktuj jako gościa.

Usiedliśmy z siostrą na skraju krzeseł. Matka podała pomidorową. Cztery talerze już na stole. Sięgnęliśmy po łyżki i już mieliśmy wcinać, a tu siostra wypaliła:

– A pan dłoń nie będzie jadł?

– Czyś ty zdurniała? – skarciła ją mama i położyła serwetkę na panu dłoni.

Nasz pies, rasy terier Filip, wyraźnie się zainteresował panem dłonią. Ojciec ofukał go i rzekł:

– Właśnie dlatego dłoń musi być z nami, bo nie będę drugi raz latał po wsi za psami.

Zjedliśmy i drugie danie, po czym ojciec wziął pana dłoń, a ja nawet rękę wyciągnąłem, bo chciałem się kulturalnie pożegnać z tym panem. Ojciec zbeształ mnie:

– Co ty robisz? Dowodów rzeczowych się nie maca.

Kiedy wyszedł, na kuchni zapadło głębokie milczenie, które przerwała mama:

– Budyń z truskawkami chcecie? – zapytała.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R