Moja wieś umrze



Nigdy nie miałem większej pewności niż dzisiaj, że moja wieś umrze. Patrzyłem na tę samotną kaczkę, która przycupnęła nad przeręblem stawu i wpatrywała się w czarną otchłań wody. Pomyślałem sobie: ona też to wie. Jadąc na górę Horb, spojrzałem na kruka, który rozszarpywał coś przy drodze. Zaprzestał na chwilę swej pracy i prawie utonąłem w jego czarnym oku. W nim, jak w tych śnieżnych kulach, zaklęta była cała śmierć mojej wioski. Nabierałem stuprocentowej pewności, że dokona się czas tej ziemi. Bóbr karczował wierzbę nad brzegiem rzeki Solinki. Usłyszał mnie i łeb odwrócił. Wydał piskliwy ton, jakby się naigrywał. I tak ta wieś umrze.

 

I kilka jeszcze zdarzeń potwierdzało tę katastroficzną tezę, aż znalazłem za stodołą martwego nietoperza. Oczy zastygły mu w ostatnim akcie rozpaczy. Z przerażeniem ujrzałem w nich ten utrwalony jak na zdjęciu przekaz: myliłeś się bardzo, to nie twoja wieś umrze, ty pogrążysz się w nicość. Nigdy nie miałem większej niepewności o stan wiedzy dotyczącej mojej rzeczywistości.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R