Zmienna niezmienność mojej wsi
W dzieciństwie wioska jawiła mi się niezmienną. W dzieciństwie czas pozornie się zatrzymuje. Taki odczuwaliśmy nieśmiertelne klimaty i nawet jakieś zgony czy trumny niesione na cmentarz pod lipami nie zakłócały nam tego stanu. Ale Śmierć jest cierpliwa, jako ten pająk, czyhający w bezruchu albo ta żmija, udająca gałąź. Drobnymi kroczkami wyprowadziła nas z tej ułudy.
Podczas wędrówki przez czas i przestrzeń tej małej wsi ubywało istnień z mojej fali. Ktoś tam odszedł z własnego wyboru, ktoś zniknął dramatycznie, kilku zeżarła choroba. Długo w sobie utrzymywałem ten dziecinny bastion niezmienności mojej małej wsi. Nie chciałem przyjąć tego chrztu prawdy wiekuistej, że wszystko, co jest, kiedyś zniknie, że świat jest trójcą świętą, składającą się z było, jest i będzie.
Tadzik odszedł w grudniu, kolejne bolesne przypomnienie o zmiennej niezmienności naszej wsi.
R