Zbyszek Drogowiec i emerytura
Brnę w bieszczadzką jesień kolorami tkaną, podziwiam przebarwiające się jawory. Z pozłoty bizantyjskiej ich listowia wyłania się Zbyszek Drogowiec, dostojnie jak rzymski patrycjusz niesie czoło.
- Cześć – witam się.
- Pożycz dwie dychy – Zbyszek przechodzi do sedna sprawy.
Wyciągam banknot i wręczam potrzebującemu.
- A tak na marginesie Zbychu, ile masz emerytury? – pytam.
- Sporo, 440 złotych, prawie mi wystarcza.
I oto jest meritum sprawy obywatele, bierzmy przykład z Apostoła Zbyszka Drogowca, szczęście w skromnym bycie odnajduje.
R