Zając grzebie żwir



Zając przyspawany do szyny, dzień posępny dupą z chmurami usiadł na naszej wiosce, trzy tony szarego żwiru leżą przy garażu Siekierezady. Działam coś na zapleczu, Zając zagaja:

- Dasz pięć dych, jak rozrzucę ten kamień?

- Dam – i przybijam dłoń na znak zawarcia kontraktu.

Pierwszy dzień:

Zając zmękolił kilka taczek, a nieopatrznie dałem mu wypłatę „z góry”.



Drugi dzień:

Dołożył do puli ze trzy taczki.



Trzeci dzień:

Spierdolił ostatecznie.

Czwarty dzień:

Przez godzinę z wkurwienia rozjebałem cały ten żwir i miałem jeszcze siłę i ochotę solidnie skopać dupę Zającowi, ale w podskokach zbiegł w kierunku dużego sklepu.

Mniej więcej tak wygląda praca w Bieszczadach - płacisz niedojebanemu, żeby się wkurwić, a później samemu, w ramach terapii, wykonać robotę.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R