Wszystkie baranki idą do nieba
Liście jaworów zeschłe, zrudziałe, poskręcane, oderwane siłą jesieni od matki drzewa wykrwawiają się barwnie w agonii, kurczą się jak palce umierającego, który zatapia je w pościeli, jakby chciał się chwycić tego tworzywa, mając nadzieję, że te szmaty utrzymają go przy istnieniu. Jesień czyni porządek w porządku umierania. Wiatr szarga wiechciami zeschłej trawy, złote igły modrzewi haftują kobierzec dla pogrzebowego konduktu lata. Tuzin lśniących czernią kruków zaprzężonych w wikingów łódź nieistnienia. Klucze żurawi otwierają błękit październikowego nieba… Baranek padł na Wetlinie. Myślałem, że tylko Jezusy wniebowstąpiają. Ta jesień wyprowadziła mnie z nieomylności dogmatycznej, okazuje się zatem, że wszystkie Baranki idą do nieba.
R