Wojtek Stolarz Podłogowy utknął w normalności
Mówię wam, to tragedyja wielka, iście szekspirowska, o człowieku, który utknął w normalności.
Powiadam wam, bo widziałem na własne oczy jak Stolarz, tonie w pospolitości. Rano do zegarka wstaje, do zwykłej pracy idzie, kartotekę Różewicza podbija. Je śniadanie z własną żoną, deski ludziom na trumny sprzedaje, ma przerwę obiadową i w termosie zupę pomidorową. Kilka sęków z dech wydłubie… tak sobie z nudów. O osiemnastej z ekspresu kawa i powrót do królika nory, wspólne oglądanie niebieskiego ekranu, kanapki z łososiem, a i seks się nieraz zdarzy.
Biada takiego dramatu takiemu Stolarzu. Sofokles niezłą tragedię człowieczą z takiego materiału by wystawił.
Komu, no komu deski na trumnę tanio, po kosztach, zdrowe sosnowe, żywiczne, bezsęczne, gwarancja, robaki nie wlezą. Albo wieczne dębowe brusy, łódź z tego solidną na Styks można wystrugać. A samego Mistrza Podłogowego w kartonie się pochowie, bo na chuj utrwalać normalność i pospolitość, takich wokół na miliony… Szybciej ziemia wchłonie.
P.S.
Zatytułować lepiej by było:
„WSP wjebał się w normalność”.
R