Wojtek Poeta rusza na odwyk
(paragraf 22)
Odkąd Lajla (piesek Wojtka) odwykła się od życia na wetliniańskim asfalcie Wojtek złożył śluby, że odwyknie się od alkoholu. Datą tego hołdu lennego przed trzeźwością miał być 22 września. Wytłumaczył mi precyzyjnie, że jest już umówiony z panią z Warszawy, że przyjmie go na oddział zamknięty. Siedzący obok Mariusz, kompan od szkła, zapytał:
- Dlaczego nie Jarosław, byłoby bliżej?
Wojtek odpowiedział:
- Bo ze wszystkich ofert ta ze stolicy przemawiała najmilszym głosem.
- Nie wiedziałem, że rekrutacja alkoholików na odwyki ma również charakter ofertowy – wymsknęło mi się.
Wojtek gdzieś zniknął po czym objawił się z laptopem ujebanym w błocie, odtworzył z niego pieśń Jana Wołka „Wódko pozwól iść do domu”, później poczęstował nas francuskojęzycznym songiem „d’Amour”, a na koniec poprawił Systemem Of A Down „Lonely Day”.
Podziękowałem za udział w tym wyrafinowanym spektaklu kulturalnym, z przekazem wszystkich pieśni w zupełności się zgadzam, a z Systemem, to nawet oburącz. Ruszyłem z powrotem do Cisnej. Minęło kilka dni, przepierdoliły kalendarz jak galopujące dzikie mustangi i nastąpił 22 dzień września. Siadłem na rowerowy młynek buddyjski i ruszyłem na Wetlinę sprawdzić, czy się dokonało. Przy sklepie Zdzicha zastałem lekko trąconego Zygmunta:
- I jak tam, Wojtek jest na odwyku? – pytam.
- Co ty, śpi napierdolony w swojej przyczepie.
Czarne mustangi z kalendarza ruszyły galopem w kierunku zamglonych połonin.
R