Wódka ci wszystko wybaczy



Nie było mnie we wsi ponad tydzień, przebywałem w wielkim mieście. Granicznym czasookresem, w którym wytrzymuję nadmiar wrażeń, dostarczanych przez taki betonowy organizm są trzy dni. W związku z tym, że przedawkowałem o cztery, kiedy tylko wysiadłem w Cisnej z autobusu pobiegłem w kierunku Siekierezady. W przelocie przywitałem się z załogą, chwyciłem rower i ruszyłem pędem w umierającą, wybarwioną przestrzeń jesieni. Lasy już się mienią tysiącem barw, powietrze robi się kryształowo czyste, gdzieniegdzie kwitną jeszcze rudbekie nagie a szalone, emanując swym złotem, delikatna różowa mgła z ziemowitów pokrywa łąki, to kwiecie przemijania. Zawsze tak mam po powrocie, jestem na ciągłym głodzie tego co utraciłem podczas swego krótkiego wyjścia z bieszczadzkiego raju. Dokręciłem na Wetlinę, skręcając pod sklep Zdzicha, zauważyłem na asfalcie świeżą mokrą plamę krwi. Na ławie przy ścianie tkwił Wojtek poeta z Mariuszem i rozpracowywali flaszkę wódki czystej pół litra. Zapytałem:

- Gdzie Lajla?

Wojtek odpowiedział:

- Biega gdzieś z tyłu na łące.

Czułem, że coś jest nie tak, pogadałem z nimi jaszcze chwilę po czy oświadczyłem:

- Trzymajcie się, kręcę dalej w stronę przełęczy.

Wojtek wstał i jak skruszony uczeń przyznał się:

- Nie chciałem ci mówić, Lajlę przejechał dzisiaj samochód - było to bardzo szczere wyznanie.

Mariusz dopowiedział:

- Ten gość nawet szybko nie jechał, zatrzymał się, przyszedł i zapytał komu zapłacić, ale to nie jego wina była. Puściliśmy ją ze smyczy, pobiegła na drugą stronę drogi, bawiła się tam z jakimś drugim kundlem i nagle skoczyła na jezdnię prosto pod koła - Mariusz zamilkł… zamilkliśmy wszyscy.

Ruszyłem w jesienną przestrzeń zapomnienia, przejeżdżając przez świeżą plamę krwi na asfalcie, powiedziałem:

- Wódka wam wszystko wybaczy.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R