Traktorem na dupę
Matka swatała swego synka Kazia, ten miał już trzydziestkę na karku, ale do bab jakoś mu tak „nęciwo” się nie lepiło. Na wsi pojawili się letnicy, zakwaterowali w chałupie obok, pośród tych przybyszów wyróżniała się niewiasta krasa, roztaczając wokół feromony samicy w rui, ale na Kazia to jakoś nie działało, może nozdrza miał niedrożne i woń zalotna się nie przeciskała. Matka zorganizowała przebiegle „spontaniczną” wycieczkę w góry, rekomendując Kazia na przewodnika. Był to chwyt bardzo ryzykowny, bo Kazio zazwyczaj gubił się na trasie pokój-kibel, ale desperacja matek w temacie zapewnienia dalszej prokreacji nie zna granic. Ta ekskursja doszła do skutku, a wycieczkę tą romantyczną zwieńczyło wieczorne ognisko. Przy jego płomieniach młoda niewiasta pochwaliła się, że są właścicielami dużego gospodarstwa, po którym ona z namiętnością jeździ wielkim traktorem. Chwila konsternacji i ojciec Kazia rozochocony już dwoma setkami czystej, dobrej zimnej wódki, rzekł:
- To dobrze, że macie taki sprzęt, bo niczym innym go na dupę nie wciągniecie. Tylko za pomocą traktora to jest możliwe.
R