Sto jeden tycich nóżek
Krzysiek z wielkim zaangażowaniem snuł opowieść, modulował głos, gestykulował, mimiką twarzy podkreślał co bardziej dramatyczne momenty i nade wszystko często chrząkał. To chrząkanie, jak później usłyszymy, jest dla Krzyśka znamienne.
- Tropiliśmy tę anakondę nad brzegiem Soliny, to mutant jakiś był. Powiedział mi profesor od żmii, że to krzyżówka anakondy z naszym zaskrońcem. Zostawiała na mule takie tycie stópki, jakby każdą nóżkę miała obutą w dziecinne gumaczki.
- Co ty pierdolisz?! Węże nie mają nóżek! No to ile niby miał ten? – dopytał Karol.
- Sto jeden – bez chwili wahania zeznał Krzysiek.
- To coś nie do pary – westchnął z sarkazmem niedowiarek.
- Bo jedną mu amputował krokodyl – uzupełnił Krzysiek i chrząknął trzy razy.
- Oczywiście, ty jak chrząkasz, to znaczy, że kłamiesz. A skądże znowu krokodyl u nas?
- Uciekł mojemu znajomemu z akwarium. Wodę spuścił razem z krokodylem i wylał do Solinki… i popłynęła gadzina do jeziora – bez zająknięcia odparł Krzysiek i chrząknął trzy razy.
R