Sraczka kanciastych umysłów
Myślałem, że to już za nami. Wielokrotnie tłumaczyłem się i odpowiadałem na dziwne treści i zarzuty typu: „Siekierezada to już czysta komercja. To chujnia.”
Ludzie, kurwa, knajpa zawsze jest zawsze przedsięwzięciem komercyjnym. A niby za jaki chuj, albo jaką cipę miałbym tam siedzieć w nagrodę, że spotkam tam debila jednego z drugim i tak mu się podliżę, że napisze o lokalu i o mnie miło-badziewną recenzję w pojebanym ścieku internetowym.
Obywatele, zawsze było to dla mnie miejsce zarabiania na chleb. Z perspektywy czasu patrząc, gdyby ofiarowano mi drugie życie, pojebałbym twardym chujem taką namiętność i nie dotknąłbym się knajpianych interesów. Jest to robota niszcząca, wkurwiająca, orająca psyche, wyczerpująca na każdym froncie. I te gadki typu: „To już nie ta Siekierezada” wygłaszane w formie sraczki kanciastych umysłów… szkoda w ogóle gadać. Dobrze, chociaż, że głosiciele tych poglądów są tacy sami jak trzydzieści lat temu. Przynajmniej jest jakaś stała. Jak byli wyjebani końskim chujem w mózg, tak im się przez te trzy dekady nie zmieniło.
R