Śmierć listonosza



Pan Tadek był listonoszem w naszej wsi od zawsze, nikt nie pamiętał, kto był przed nim i czy w ogóle był. Pan Tadek nie był zwykłym roznosicielem wiadomości, on był spowiednikiem, rozmówcą, pocieszycielem, jakby w jego osobie skupiała się dobra dusza naszej wsi. Po tych pięćdziesięciu latach służby nabył długą, siwą brodę i tyle zmarszczek ile problemów ludzkich wysłuchał. Pewnego jesiennego dnia, takiego wybrukowanego zżółkłymi jaworowymi liśćmi, Pana Tadka wyprowadziła z urzędu pocztowego Milicja. Społeczność zagotowała się oburzeniem. W toku śledztwa ujawniono, że nasz listonosz od kilkunastu lat cenzurował korespondencję, sortował wieści na dobre i złe, a te z tego drugiego działu wyrzucał w publiczny szalet. A były to wiadomości o zgonach, powiadomienia od komornika, urzędu skarbowego… Przez te lata, tym prostym sposobem, Pan Tadeusz uczynił naszą wieś szczęśliwą. Nikt nikomu nie umierał, nikogo nie wzywano do urzędów… tylko dobre wieści. Po kilkumiesięcznym śledztwie oskarżonego zwolniono z aresztu i od odpowiedzialności, biegli medycy uznali go za niepoczytalnego, ale my we wsi nie mieliśmy go za wariata - bo przecież jak ktoś potrafi rozróżnić co dobre a co złe, to nie jest szaleńcem.

Nie minął miesiąc na wolności i z tej zgryzoty, że pozbawiono go ukochanej pracy, listonosz zamieszkał na stałe na ciśniańskim cmentarzu.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R