QuoChujuVadis
Rydze się zaczęły. Pustak w amoku węszy krociowe zyski, ale żeby zarabiać, inwestować trzeba (tak Rockefeller mówił). Wiadro jakieś na urobek by się przydało… O, już jest - zajebał zza Siekierezady. I nożyk jakiś by się przydał - pożyczył od Bułana scyzoryk fikuśny z falliczną rękojeścią. Gumniaki miał swoje, dziurawe, ale za to od pary. Zdawało się wszystko w smolbiznesie szło udanie. Środki produkcji zgromadził, ale podczas tych żmudnych czynności spożył wino litrowe, tak żeby się rozruszać przed grzybobraniem. Ale że wczoraj też wchłaniał i przedwczoraj, i zawsze tak w ogóle ciągnie jak gąbka, to osłabł i z chwilą pierwszych dwóch kroków wyjebał się na torach przed mostem kolejki wąskotorowej. Głowa w tym białym wiadrze mu utknęła, a scyzoryk chlupnął w odmęty rzeki Solinka, co jak wąż ciągle syczy o przemijaniu i wije się od wieków śmiertelną strugą.
Wasyl, stuprocentowy zawodowy trzeźwy tropiciel leśnego runa, zmierzał tą samą trasą w tym samym celu. Mijając Pustaka, usłyszał dudniące basem z wiadra zapytanie:
- Gdzie Chuju po moje rydze leziesz?!
R