Pustak i szerszeń



Gdyby Dostojewski dzisiaj żył obsadziłby w swej opowieści nie Raskolnikowa, a obywatela Pustaka. „Zbrodnia i kara” miałaby jeszcze bardziej dramatyczny wydźwięk.

Październik zaćmiewa zmysły barwami lasów, łąk i nieba. Zdaje się, gdzie spojrzysz, tam impresjoniści rozpalają ferie kolorów.

Grzebię coś za Siekierezadą, podchodzi do mnie Olek Pustak i z marszu opowiada, jak próbował bezmyślnie zabić szerszenia na szybie swojego baraku. Jak twierdzi, nawet udało mu się zdzielić go przez łeb szmatą. Myślał zbrodzień, że się udało, a po godzinie, wychodząc z kontenerowego mieszkania, Pustak nałożył czapkę… jak go prąd nie przeszyje w glacę. Oto obywatel Szerszeń zemsty dokonał, Olkowi facjata spuchła na kwadratowo, oczy zaszły limami, całość fizjonomii przypominała to wiecznie żywe przesłanie, że po zbrodni zawsze nadciąga kara.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R