Porzucenie psa

(czarna suka z Jabłońskiej Góry)



Jak pies już stary, albo niedobry, może chory, albo dzieciom się znudził… Co z nim zrobić? A wywieźć w Bieszczady przy okazji ekskursji, tam go wilki opracują i będzie po sprawie.

Czarna suczka raczej średniej postury, sierść wełnista, uszy długie pudlowate, biegała już od kilku dni z jednej i z drugiej strony Góry Jabłońskiej, za oś tych wypraw mając szczyt - i tak przez cały dzień. O zmroku chroniła się pod stertą bukowych gałęzi, by ciemność przetrwać. A w Bieszczadach to wyzwanie, wilk węszy za kolacją, lisy metodycznie teren penetrują, niedźwiedź człapie za żerem, a i ryś się przydarzy. Dwa tygodnie, oszalała z rozpaczy, biegała suka w dół i w górę od tego miejsca, w którym ludzkie ufo ją zdesantowało. Człowiek z Cisnej zauważył ten spektakl i klatkę żywołapkę przy leżu suki rozstawił. Jeździł, zanęcał, oswajał, ale zwierzę w swej płochliwości i rozpaczy było nieugięte. Człowiek chciał sobie dać już spokój, ostatni raz klatkę nastawił i powiedział w eter, że jadąc do Leska, a później wracając, jak jej po powrocie nie złapie to trudno, niech sobie radzi. Po kilku godzinach zatrzymał się na szczycie góry, z drogi wydawało się, że suki nie ma. Podszedł bliżej, a tu w klatce posąg zastygły w bezruchu i nawet wzrok utkwiony w drugą stronę, jakby suka komunikowała: „Nie ma mnie tu. Nie widzisz mnie.”

Dobrze trafiła, dziesięć lat miłością hołubiona była.

Porzucić psa – taką ideę tylko człowiek zrozumie.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R