Pogrzeb Janka Grabarza
Janek pochodził z szacownego rodu grabarzy, jego ojciec Pezex piastował ten urząd kilkadziesiąt lat. Ziemię gryzło się wtedy honorowo – szpadlem i łopatą. Kopanie mogiły miało aspekt mistyczny i uduchowiony. Duże kamienie wybierało się dłońmi, korzenie przycinało kilofem. To była ręczna robota, nie tak jak dzisiaj maszyną brum, brum i dołek wyrzeźbiony. Jak wszystko na tym padole łez nawet żywot grabarza nie może trwać bez końca, pochowano i jego wraz z firmowym mottem:
- Ciężko panie, same kamienie i korzenie były.
Schedę przejął Janek, syn rodzony. Młody grabarz w swojej karierze też zdążył wykopać kilka dziesiątek mogił. Robota to zaszczytna we wsi i odpowiedzialna. Nie można zapić ani spóźnić się ze zleceniem, bo śmierć nie zaczeka, jest zajebiście punktualna. Nie pamiętam, by były jakieś reklamacje od użytkowników mogił.
Tego roku w kwietniu odszedł w zaświaty nasz nowy grabarz, nieodżałowany Janek.
R