Podkład muzyczny do walenia konia
Franciszek miał pasję melodramatyczną, walił konia do podkładu muzycznego. To coś jak opera, tylko skalą trochę mniejsze, jednoosobowe, ale doznania takie same. Czynił podniecenie do muzyki klasycznej. Jako człowiek staroświecki w tym temacie nie odstępował ortodoksji, najpierw skromne preludium, później ze trzy akty – takty i zazwyczaj szybki prolog. Ale pewnego smętnego, zimowego dnia coś go podkusiło i sięgnął losowo stacji radiowej. Z głośnika zawodząco kłapała pizdą solistka, spiker z namaszczeniem poinformował:
- A oto kapela najsławniejsza pod wezwaniem „Tania cipa i drogi tytoń”.
Franciszek zastygł w gotowości, ale kilka pierwszych taktów uczyniło z jego prącia małą pijawkę. Szarpnął kablem radiowym, aż wyrwał ze ściany gniazdko i jęknął straszliwie:
- Nigdy więcej takich eksperymentów! Latami teraz będę musiał odbudowywać harmonię swego onanizmu.
R