Pisanie jest jak atak epilepsji
Pisanie jest jak atak epilepsji, światłość świadomości wybucha na sekundę, a później godziny całe w ciemności. Przez mgnienie wydaje się, że przelewasz na papier zgodę na istnienie, a to tylko wymiociny po libacji z martwymi. Jak płatek śniegu na dłoni, tyle, ile trzeba, żeby skonał, czyli mgnienie. Tyle tej rzeczywistości opisanej. Wrzucasz słowa łopatą w te fosforyzujące zielenią oczy martwego czarnego kota zza Siekierezady, a one wciąż płoną jak piec krematoryjny, ile byś ich tam nie nawrzucał i tak tej otchłani bólu i rozpaczy nie zagasisz.
Pisanie jest gorsze od niczego, bo NIC od pisania się zaczyna.
R