Piąte - nie zabijaj, szóste - kurwa, czytaj i słuchaj ze zrozumieniem
Te straszne wieści z Bieszczadów zgodne z gebelsowską propagandą (kłamstwo powtarzane po wielokroć staje się prawdą) o krwiożerczych wilkach, czynią tym zwierzętom niewyobrażalną krzywdę. Panowie z pukawkami (metalowym przedłużeniem prącia) i niestety też coraz częściej panie, zrobią wszystko, żeby móc sobie ulżyć – zabić. Czyli wypełniać wolę boską, bo przecież ten debil Bóg, wyraźnie powiedział: czyńcie sobie ziemię poddaną i wszelkie stworzenie na niej przerabiajcie na kiełbasy.
W tych durnych gazetach i tej durnej telewizji, ci durni dziennikarze prześcigają się w sensacjach na temat bieszczadzkich wilków i uwierzyć w te bajki może tylko człowiek, który nigdy nie spojrzał w wilcze oczy. Żyjąc na tej ziemi po wielokroć, miałem bliskie spotkania z wilkami, kręcąc rowerowym młynkiem buddyjskim, zaskoczyłem kiedyś „krwiożerczą” bestię, wilczycę, żerującą w rowie na… myszach. Była tak przerażona jak ja w kinie na horrorze „Lśnienie”. Innym razem spotkaliśmy się z wilkiem w świerkowym młodniku, wychodząc na siebie znienacka. Podskoczył z przerażeniem jak pies Pluto w bajkach dla dzieci. Przy domu na Ryni zauważyłem kiedyś w wysokich trawach wilka, byłem tam z Beatką od Darka, która nigdy wcześniej nie widziała tego zwierza. Zaszedłem go tak, żeby wyszedł na nią, udało się. Wilk nie zeżarł ani nas, ani psa Heję. Przepłynął Solinkę i ruszył na górę Horb. Mógłbym tutaj mnożyć te spotkania, ale jedno jest pewne, kontakty człowieka z wilkiem są niebezpieczne tylko dla wilka, bo jak wykazują dowody nie tylko z naszego regionu, myśliwi wciąż je zabijają i media też, tyle że słowem. Ludzie, zlitujcie się nad tymi biednymi zwierzętami i dajcie im święty spokój.
R