Olek Pustak walczy z pandemią
Pierwszy kwietnia obudził mnie wszech paniką ludzkości. Już nawet w tej małej wsi istoty człekokształtne przemieszczają się w maskach i rękawiczkach jednorazowych. Jeśli chodzi o mnie, zupełnie nie ulegam tym nastrojom.
Do śmierci mam w miarę normalny stosunek. Kurwa jak umrę, to umrę i chuj, ale wolałbym to zrobić bez maski, żeby mnie ktoś poznał.
Cisna wymarła jakby na Prima Aprilis wszyscy się zmówili, żeby zrobić psikusa i udawać wielkie wymieranie. Tylko Olek Pustak opiera się o ścianę sklepu i spożywa wino. Krzyczy do mnie przez drogę:
- Rafał, jak ja tutaj sam stoję, to nie będę miał tego pierdolcowirusa?
- Nie, nie będziesz go miał, bo pierdolca miałeś już wcześniej, a poza tym pijesz dobre wino - pocieszam go.
R