O drzewach
Wiosną tego roku wypuściwszy już świeże, soczyste igły, padł w nocy jeden z modrzewi, które sadziłem ponad trzydzieści lat temu nad stawem przy Siekierezadzie. Pokonał go południowy wiatr od Honu. Na stoku góry Horb wyschło kilkanaście modrzewi ofiarowanych tej ziemi moimi dłońmi ponad dwie dekady lat wcześniej. Porządkuję ich upokorzone śmiercią ciała, rozpaczam nad ich kresem, ale tak krótko, bo moją uwagę przykuwają małe siewki jaworów, buczyny i jodeł, które pną się u stóp umarłych. Przyroda nie zna pojęcia śmierci, wszystko w niej jest życiem. Przy furtce od zaplecza Siekierezady przemycił się dwumetrowy jawor, spod garażowych wiat przesadzam młode lipy, których nasiona przemieścił ciepły wiatr z cmentarnych, potężnych Rodzicieli.
Mam taką niegroźną obsesję – utykam w ziemi każde napotkane nasionko jaworów, jesionów, lip akacji, dębów, orzechów, by wspomóc ich imperatyw istnienia. Cudownie jest się radować z ich dążenia do nieba, patrzeć na to zielone wniebowstąpienie.
Drzewa są piękne, drzewa to życie.
R