Nowy system pracy operacyjnej, trzy flaszki z trzech i do domu
Ojciec przybył w Bieszczady ze Zgorzelca pod koniec lat sześćdziesiątych. W tym poniemieckim Görlitz nabył szlifów w dochodzeniówce. Przełożeni docenili jego doświadczenie i skierowali go na „dziki wschód” do Tombstone, czyli Cisnej. W skład personelu posterunku MO wchodziły trzy osoby – komendant, zastępca i młody, czyli mój ojciec. Przez pierwsze dni pracy ojciec próbował rozkminić system roboty na tej placówce, bo w Zgorzelcu poprzeczka była wysoko. Jak się okazało w Tombstone też była… wysoko.
Godzina 8:00 odprawa na posterunku, komendant zatarł dłonie w charakterystyczny sposób i przemówił, zwracając się do mojego ojca:
- Słuchajcie, dzisiaj robimy tak, polecicie biegiem do knajpy, kupicie trzy flaszki wódki i zameldujecie się z powrotem.
Ojciec zrealizował zadanie i wyciągając z czarnej, służbowej raportówki trzy flaszki czystej wódki usłyszał dalsze polecenia.
- Teraz panowie nawet nie siadamy, bo nie ma do czego. Tutaj mamy musztardówkę, każdy rozlewa swoją flaszkę na dwa razy, wypijamy i do domu.
- Tak jest panie komendancie – odpowiedział zastępca.
Najmłodszy milicjant był zaskoczony, bo na komendzie w Zgorzelcu nie panował taki liberalizm, ale co miejsce to inne zasady. Żeby się nie wychylać, wtłoczył w siebie te dwie musztardówy wódy i ledwo dobrnął do domu, leżąc jak Łazarz, pomyślał sobie „oj, ciężko będzie w tej robocie, żeby tylko zdrowie dopisało w tym nowym systemie pracy operacyjnej”.
R