Michała Krokodyla krótkie wahanie pośmiertne
Z tym życiem to w chuj zachodu: zeżreć coś trza - to michę wyfasować do tego, łychę i widelec do kompletu, nóż też by się przydał; umyć się wypada - a do tego miskę jakąś mus posiadać; but potrzebny, a najlepiej dwa; legowisko na noc; flaszka na dobranoc - to do niej jakie szkło; robota w lesie, no bo gdzie, jak wkoło tylko drwa i drwa - to o siekierę trza dbać… I takich to dupereli na co dzień jak ziaren żwiru w Krywym potoku i tak się to wszystko przerzuca łopatą każdego dnia. Ani się obejrzysz, chuj już nie staje, płuca rzężą, a serce kołata jak rozjebany tłok w maszynie na tartaku. Zdychanie się zaczyna i się zdycha. Już nie ma trosk ni zmartwień, pierdolić to wszystko końskim chujem w mózg, nich się już inni martwią.
W kanciastą urnę (jak żywot jego) Krokodyla zapakowali i w zakładzie pogrzebowym na półkę odstawili, gdzie utknął z podróżą na trzy tygodnie. Siostra na fali rozpaczy wziąć zamiarowała, ale z kosztami zaznajomili, to zapał wygasł. Gmina się ulitowała i Michała pochowała na ciśniańskim cmentarzu w miejscu urnowym, obok Darka zresztą w celebrytów kwaterze. I tak to łagodnie ustało ostatnie wahanie pośmiertne Michała Krokodyla co do lokacji osobistych szczątków doczesnych.
R