Masa krytyczna światła
Niby Einstein i inni mózgowcy dawno to już obczaili, że światło ma masę, ale tak potocznie w naszej wsi głupio trochę w to uwierzyć, patrząc na dłonie wystawione celem zważenia światła, jakoś nic się nie widzi, ani nie czuje, żeby to coś ważyło. Ale tego pięknego lipcowego wieczora pozyskaliśmy dowód na to, że Einstein i jego kumple nie byli w błędzie.
Wyjechaliśmy samochodem zza Siekierezady, snop światła omiótł siedzącego przy płocie Zapora z winem między nogami i on autentycznie się wyjebał pod ciężarem tego światła. No gdybym nie widział, nie uwierzyłbym nigdy, ale sam byłem świadkiem tego doświadczenia. Sprawdziłem, nie było ani wiatru, ani żadnej innej siły, tylko to światło reflektorów, które przyjął na klatę i od niego się wyjebał, jakby pierdolnął go piorun. Na drugi dzień sam mi to potwierdził – „ale mnie wczoraj jebło to światło z waszego samochodu, normalnie mnie zmiażdżyło”.
R