Koci tryptyk II – Ciepła skórka



Ojciec miał Syrenkę, nie tę z rybim ogonem, a coś jeszcze bardziej podniecającego. Kremową, blaszaną Syrenkę na czterech kołach, model 103, z drzwiami muchołapkami. Był to pierwszy samochód w rodzinie (nazwa samochód to nadużycie). Wyklepana i przywrócona ze stanu agonalnego u miejscowego mechanika, do którego często ojciec mnie zabierał celem asystowania przy pracach rekonstrukcyjnych. Pan mechanik miał żółto kremowego kocura, wydawało mi się, że byli bardzo ze sobą związani i się rozumieli bez słów. Człapał za swoim człowiekiem krok w krok, łasił się i mruczał. Człowiek głaskał go i miział. Któregoś tam dnia zawitaliśmy do pana naprawiacza, a on chodził po placu kuśtykając i krzywiąc się z bólu. Ojciec zapytał:

- A cóż to się stało?

- Postrzykło mnie znowu, ale mam na to panaceum, najlepiej wygrzać kocią skórką – i dokonał prezentacji. Podciągnął koszulę na plecach, a na jego krzyżach ukazała się puszysta żółto kremowa skórka.

Pan mechanik pogładził i pomiział dłonią po tej sierści i z wyraźną ulgą dodał:

- Nie ma jak wygrzać ciepłą, kocią skórką.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R