Gienek oddaj karabin
Pierwszą wpadką mojego dziadka na ziemiach odzyskanych po II wojnie była próba wybudowania kapliczki w intencji ocalenia od wczasów na Syberii. Urząd Bezpieczeństwa szybko wybił z głowy niedoszłemu fundatorowi tę niestosowność. Drugą wpadką była akademia szkolna, w której uczestniczył najstarszy syn, Gienek. Uczniowie mieli odegrać scenę wyzwalania Pomorza, jako rekwizyty wydano im prawdziwe karabiny z epoki (cóż za piękne czasy, my w Cisnej gloryfikując Karola Świerczewskiego, mięliśmy atrapy z deski). Gienek i jego koledzy odegrali rolę osadników, a po zejściu ze sceny wszyscy dali nogę z tymi karabinami. Jak to prawdziwi mężczyźni nie chcieli dopuścić do pożegnania z bronią, ale jak to u młodzików akcja była niedopracowana. Po godzinie zjawiło się UB u dziadka w domu i przypomniało o wycieczce na Sybir. Dziadek nieświadomy niczego wezwał syna i rzekł:
- Gienek, na litość boską, oddaj karabin!
Z bólem, ale zwrócił broń. Urzędnicy pogrozili dziadkowi, a jeden na pożegnanie syknął:
- Do trzech razy sztuka, panie Dominik.
P.S. Gdyby dziadek dożył naszych czasów, byłby żołnierzem wyklętym, spełnia wszelkie wymogi.
R