Drewniana drabina pożądania
Pan Janusz piastował zaszczytny tytuł „Wielkiego Magazyniera”, swą obszerną cielesnością zajmował dumnie małą kanciapę wlepioną w dużą betonową halę, pustą zazwyczaj, bo czasy były powszechnego niedoboru materii wszelakiej. Jak coś rzucili z centrali, czy to cement, czy wapno, pustaki, rzadziej stal, to znikało jak kamfora w kilka godzin od dostawy. Zazwyczaj pan Janusz rozkoszował się niebiańskim spokojem, rozwiązując krzyżówki w swojej zacisznej kanciapie, bądź racząc się dobrą wódką „Żytnią”, dopychając się swojską kiełbasą. Nieopodal magazynu kiwała się nad brzegiem rzeki stara drewniana chałupa, w której pani Stasia doglądała umierającego męża. Dni jego były policzone, już od miesiąca zaległ w łożu i patrzył bite godziny w sufit, jakby pragnął się przebić przez powałę do nieba. Pan Janusz już wcześniej zadzierzgnął bliską znajomość, z jakby nie było, przyszłą wdową, często szturał ją swoim fallusem tu i ówdzie. Ale nas nie interesują te wcześniejsze intymne schadzki, skupiamy się na ostatniej, najważniejszej i brzemiennej w skutki.
Jak często bywało, magazyn świecił pustkami, pan Janusz rozwiązał wszystkie krzyżówki, łyknął setkę dobrej, zimnej wódki, zagryzł kiełbasą, z tej błogości ulągł się w jego mózgu plan, prosty jak chuj wezbrany, wyruchania przedpołudniowego pani Stasi. Odpalił swego pastelowego trabanta i po kwadransie obłapiał już techniką odtylcową niewiastę w sieni. Pani Stasia trzymała się oburącz drabiny wiodącej na strych, a pan Janusz dokonywał celebracji na ołtarzu jej pokaźnego zadka. Gdy pogłębili tę współpracę, kocisko czarne a wredne, niechcący uchyliło drzwi od izby, w której konał mąż gospodyni. Drzwi stare i ciężkie, jesionowe, nie zaskrzypiały nawet na zawiasach. Po udanym szczytowaniu pan Janusz odwrócił oblicze w stronę śmiertelnej czeluści i napotkał szklisty wzrok umarłego. Wybiegł z chałupy, upchnął ciało w trabanta i jazda na magazyn. Pani Stasia w krzyk straszliwy, a umarły tylko spokojnie patrzy jakby nigdy nic.
Pan Janusz przez to zdarzenie niefortunne niedyspozycji nabawił się seksualnej, bo nie opuszczało go odtąd pytanie: „Widział czy już nie widział drabinę pożądania?”
R