Dom pani Olszewskiej
Dom pani Olszewskiej po jej odejściu pogrążył się w błogim śnie zapomnienia. Otulony łagodnością soczystej zieleni jaworowych liści, tulił się do szemrzącego o dawnych czasach spokoju i słuchał brzęczących pośród kwitnącego kwiecia pszczół. Wysokie trawy podeszły aż pod drewniany ganek, metalowa brama opadła nie mając sił niczego już odgradzać i nikomu niczego nie bronić. Zdawało się, że dom jest w tym stanie szczęśliwy, senny zapomnieniem, odurzony samotnością.
Pewnego letniego dnia ścięto te jawory, które rosły wraz z domem ponad sto lat. Ścięto je w ten lipcowy dzień, co jest największym upokorzeniem dla drzew. Leżały jeszcze chwilę, dumne i napuszone jakby nie chciały przyjąć śmierci w ten sposób. Po czym słońce wypaliło je wstydem żółknących liści. Dom pani Olszewskiej tkwił nadal pośród tej pustki, nagi żalem za swoimi mieszkańcami. Właściwie to już nie jest dom, to pomnik upadku pięknych istot, pomnik nagości życia.
R