Cały świat do wyruchania
Niejednokrotnie się o tym przekonałem, że w życiu umiar ratuje życie. Występowałem tego dnia za barem, nie mogłem występować gdzie indziej, bo codziennie od rana często do następnego rana występowałem tam wszechobecnie, generując środki płatnicze na realizację swych pomysłów, płacąc za to uczciwie swoim życiem. Spieniężyłem tak dni, miesiące, lata.
Przy kontuarze siedział człowiek płci męskiej z drugim człowiekiem takiej samej płci. Rozmawiający rzadko krępują się barmana i słusznie, bo to przecież zawód zaufania społecznego, jak ksiądz, kurwa czy policjant. Impreza rozkręcała się jak ciuchcia wąskotorowa po odczepieniu wagonów – lor z dłużycą. Para ta żonglowała pięćdziesiątkami czystej, zimnej wódki, a między kieliszkami uprawiali slalom dyskusyjny:
- O, tę blond z tymi długimi zielonymi kolczykami bym wyruchał. O tamtego wysokiego w koszulce z Freddim bym wyruchał. O, tamta szatynka krótko obcięta, jaka apetyczna, też bym wyruchał. Tego z dredami w łatanych dżinsach też bym wyruchał…
Było tych zamierzeń jeszcze bez liku, aż się przeraziłem takim rozmachem koncepcyjnym, że też można mieć chęć i siłę na wyruchanie całego świata. Toż to zamierzenie iście syzyfowe. Pomyślałem sobie: „Teraz już wiem, biseksualizm to nic innego jak tężyzna psychofizyczna”.
R