Bezradność istnienia
Moja wieś w całun jesieni się przyoblekła, bogactwem złotych liści utkany, brązową nicią traw wypłowiałych przetykany, chłodem wrześniowych nocy uśpiony, ciepłym tchnieniem południowego wiatru budzony.
Całun na moją wieś cierpliwością czasu z drobnych i ważkich wydarzeń układany z narodzin i umierania. Patrzę z góry Horb na wieś moją całą, na jej jesienne przemijanie, na bezradność istnienia, na odbywaną w tej dolinie śmiertelną karę życia i czuję to potężne rozedrganie naszych dusz i ciał, jakbyśmy byli tylko suchymi liśćmi na cmentarnych lipach, jakbyśmy byli tylko drobinami żwiru w korycie rzeki Solinki, jakbyśmy tylko byli kroplami rosy na niciach pajęczych.
Wszędzie wokół bezradność istnienia mieciona przez piękną bieszczadzką jesień.
R