Pustak i relanium
Jesień w Bieszczadach wyklarowała szkliście powietrze. Liście zwijają się w delikatnych konwulsjach umierania. Ciągły korowód maszerujących ludzi niestrudzonym pragnieniem istnienia wdziera się na połoniny, by przekonać się tam, patrząc z góry, że nasze życie jest niczym innym jak tymi szeleszczącymi w agonii liśćmi miecionymi przez październikowy wiatr w kierunku dolin zapomnienia.
Obywatela Pustaka spotkałem na parkingu przed Siekierezadą:
- Jak tam trwasz? - pytam.
- Mózg mi się gotuje i oczy mi cały czas łzawią – pokazuje paluchem na cieknącą strugę po policzkach.
Przyglądam się uważnie i potwierdzam. Z Olka wylewa się przerażająca jesienna rozpacz.
- Idę zanieść koledze relanium, bo się rozsypuje – kończy spotkanie Olek i rusza w tajemnicę październikowego dnia.
Stoję jeszcze chwilę i jestem szczerze wzruszony, że w obliczu własnej tragedii, Olek ma jeszcze przestrzeń, by ratować innych.
Jesień nad naszą wsią wyklarowała szkliście powietrze, a liście zwijają się w delikatnych konwulsjach umierania.
R