Impreza u Darka

 

Pies Heja-Chuja przytula się do mnie na kanapie, jego ciepło ogrzewa moje lodowate zagubienie. Pierwszy dzień wiosny już za nami, Manczis cały czas zmienia na komputerze muzę, w końcu zirytowany mówię:

- Masz zakaz zbliżania się do sprzętu na dwa i pół metra.

Poprawiam się:

- Na trzy metry - znając go, wiem, że może zmienić muzykę kijem od miotły.

Przy kominku Darek z Karoliną wentylują się skrętami. Beatka zniknęła po angielsku, a szkoda, bo Manczis spożywa substancję bez akcyzy i VAT'u - bimber od sołtysa zza góry. Beatka jako urzędnik wyższego szczebla miałaby go jak na tacy. Nic straconego, kiedy indziej się go ujebie.

Ja nie muszę nic spożywać, bo mózg mam rozjebany chwilowo, to i oczywiste, że samoistnie i naturalnie jestem odjechany. Spożywam tylko to cudowne ciepło przytulonego psa Heja-Chuja.

Spożywamy w tej miłej atmosferze nasze życie.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R