Umierający Szary Kot
Szara Kotka mieszkała na Górze Horb od zawsze, ma już 19 lat. Mniej niż ta góra i mniej niż ten dom, ale mi się wydaję, że to 19-letnie zawsze jest jakąś wiecznością, wiecznością tego kota. Szara Kotka, nadal mieszka na Górze Horb, ale już nie żyje, bo to widać wyraźnie po stworzeniach, że albo żyje albo nie żyje. To widać po twarzach, pyskach, ruchach, ciałach i spojrzeniach. Po Szarej Kotce widać to już, ona umiera. Oślepła zupełnie, nieporadnie obija się o ściany, meble i drzwi. Wskakuje na swoje krzesło gdzie ma poduszkę, po trzykroć próbuje. Zeskakując z niego pada na pysk, koślawo się podnosi. Jedynym akcentem przypominającym jej dawną świetność jest czas, w którym wygrzewa się w jesiennym słońcu. Przycupnąwszy przed drzwiami, na rozgrzanych kamieniach, próbuję udawać, że żyję. Patrzę na nią i wydaje mi się, że znika od środka, jej skóra pokryta futrem, nie zmniejszyła się, za to w środku ciało jej niknie. Jakby kurczyła się od środka, wydaje się, że za chwilę będzie puszystym, szarym woreczkiem, pełnym malutkich kości. Szary Kot jeszcze mieszka na Górze Horb i umiera, umiera tak jak ta Góra, jak szary pies Brego, jak miedzianozłoty koń Emil. Ktoś musi być grabarzem na tej Górze, ja nim jestem. Wszystko i wszystkich pochowam. Słowem przysypię i ziemią, a później te mogiły rozgrzebię raz, dwa, trzy, sto razy, bo w sercu Prawdziwego Grabarza Nic Nigdy Nie Umiera.
R