Pożegnanie Tadzika
W przeddzień odejścia Tadzika porażająco wiało, ciepły porywisty wicher katował czubki świerków, wydawało się, że wymiecie nawet tę szarość, która oblepiła wszystko i wszystkich. Pamiętam z dzieciństwa, jak dorośli mówili złowrogo:
-Mocno wieje od Honu, ktoś odejdzie, kogoś wywieje.
Na drugi dzień dowiedziałem się od Marka, że Tadzik odszedł. Sam dokonał tego wyboru, o ile przyjąć tezę, że mamy jakiś wybór. Dzień pochówku był łagodny, jak boży baranek. Pomimo grudnia ciepło i bezwietrznie. Gdyby nie te tłumy na cmentarzu, wydawałoby się, że nic się nie stało, że nie było porywistego wichru, nie było przerażenia i rozpaczy, że Tadzik jak zawsze uśmiechnie się szczerze i będzie między nami. Gdyby nie ten porywisty wicher od Honu i te krucze przepowiednie dorosłych, że jak tak wieje, to kogoś zabraknie...
R