Powrót Andrzeja Motyla
Andrzej dostał dwa lata, społeczeństwo tak zdecydowało, żeby ofiarować mu ponad siedemset dni na zgłębianie swego wewnętrznego „ja” w komfortowych warunkach odosobnienia w Uhercach Mineralnych. Pod koniec maja Andrzej powrócił do naszej wsi przygarbiony, z zatroskanym obliczem, przemierza ją wszerz i wzdłuż, starając się pogodzić przeszłość z przyszłością i spróbować ocenić, co jest jego teraźniejszością. Zauważyłem go, jak siedział na ławie ciśniańskiego placu targowego. Podszedłem i przywitałem się pytaniem:
-Jak sobie radzisz Andrzeju?
-Kiepsko. - odpowiedział.
Nie musiał nawet tego mówić, widać po jego obliczu, że ten powrót jest dla niego wyzwaniem, podczas jego nieobecności ubyło mu trzech braci: Tadek Orangutan utopił się, Mietek zamarzł, a Janek Raper wyzionął ducha w rowie. Andrzej Motyl ma się źle. Wymalowane na jego obliczu cierpienie płonie niszczącą energią, żarem przeszłości, czarną substancją, którą wlał w swoje dzieci ich rodzony ojciec.
-Trzymaj się Andrzeju. - klepię go po ramieniu -Trzymaj się człowieku.
Chcę go wesprzeć, bo sam wiem, że ciężko się utrzymać na zmurszałym fundamencie przeszłości. Andrzeju proszę cię, nie idź jeszcze do swoich braci, trzymaj się człowieku.
R