Porządny Pustak
Za Siekierezadą spotkałem Olka Pustaka, listopadowy dzień darzy łaskawością, przytula wszystkie istoty ciepłem. Nad stawem kwitnie jeszcze samotny mniszek lekarski, świeci swą jaskrawością w zastępstwie słońca. Pustak uruchamia swą narrację, wyrzuca słowa jak ruski karabin maszynowy, nadzwyczaj podniecony chwali się swym nowym domostwem – ocieplanym kontenerem mieszkalnym, zlokalizowanym na Dołżycy. Wczuł się już w rolę gospodarza, przejęty opowiada mi o pięciu metrach sześciennych drzewna, które ojciec mu dodał w gratisie i zdeponował u wujka Tadka. Z wyjaśnień Olka wynika, że miał dwa warianty do wyboru: albo pełnowartościowe mieszkanie na blokach, albo ten kontener, wybrał drugi wariant, twierdząc, że mieszkanie dla niego jest niepraktyczne, bo krępuje jego rozbudowane życie towarzyskie. Klepię go po ramieniu i mówię:
-Porządny z Ciebie Pustak, mam nadzieję, że zaprosisz na parapetówę.
Olek łyka przy mnie następne relanium, popija piwem i rzuca obietnicę.
-Pod koniec listopada spotykamy się u mnie na kwadracie.
-Nie odmówię. - obiecuję.
R