Layla
Dokręciłem rowerowym młynkiem buddyjskim na Wetlinę, pod sklepem Zdzicha, piesek Wojtka Poety – Layla w towarzystwie opiekunki zastępczej podgryza sznurówki najebanemu Mariuszowi. Wojtka wzięli do szpitala po kolejnym ataku padaczki. Nastąpiło to przed wczoraj po „opowiadaniu Layla i Wojtek Poeta”. Miałem je ułożone w głowie i wracałem z nim z Wetliny. Na Dołżycy minąłem się z karetką pogotowia na sygnale, wieźli Wojtka i jego poezję.
Było to po tym jak wymachiwał przy sklepie tą flaszką wódki i z dumą niezwyciężonego Cezara przemawiał: - Wszyscy leżą za sklepem najebani, a ja stoję na nogach i jeszcze mam smaki. Nic mnie nie pokona
…A jednak o jedną flaszkę za daleko się zawędrowało. Koledzy Wojtka relacjonują:
- Leży w szpitalu na kroplówkach, a tak go napierdala trzęsawa, że budynkiem całym trzęsie.
-W październiku zapisał się na odwyk.- mówi następny.
-Nie umie pić.-dorzuca trzeci, ledwo trzymający się pionu, a mały piesek o wdzięcznym imieniu Layla obgryza sznurówki najebanemu Mariuszowi i ufnością swą szczenięcą w pogodne i szczęśliwe istnienie zaraża całą naszą gromadę. I jakby ta puchata kulka była częścią łagodnej duszy Wojtka Poety, jakby była pięknym wierszem o pochwale życia, jakby była nadzieją i łaską bytu dla Wojtka poety.
R