Grzegorz z Kanady

 

    Czesiek przywiózł do wsi Grzegorza, starego Łemka, który osiedlił się po wojnie w Kanadzie, a urodził na Dołżycy w czasie Wielkiej Wojny. Gościmy u Darka, który zasypał Grzegorzowi kawę, a ten w rewanżu zaczął opowiadać o tej pięknej bieszczadzkiej ziemi słowami i spojrzeniem sprzed siedemdziesięciu lat. Opowieść traktowała o malutkich diabłach i zmorach leśnych, zauroczyła mnie formą archaicznego postrzegania i bogatą substancją rzadko już używanych słów.

 

Opowieść I

Diabełek pod kapeluszem

    Ojciec chodził w konkury do dziewczyny z Lisznej, wzdłuż rzeki prowadził wyboisty i błotnisty trakt, zbierało się na burzę. Mijając opasłą jodłę wędrowiec zauważył jakąś małą postać, która wychynęła zza pnia. Przypatrzywszy się wnikliwie z przerażeniem odkrył, że to mały diabełek, taki na niecałe pół metra. Diabełek krzyczał piskliwym głosem:

-Weź mnie ze sobą, weź mnie ze sobą!

Ojciec zachował w tej trwodze trzeźwe myślenie, energicznym ruchem ściągnął z głowy kapelusz i nakrył nim jegomościa, a wówczas grom z nieba uraczył swą mocą świetlistą prosto między różki tego czarta i wraz z dymem przepadł tak szybko jak się objawił.

Grzegorz zamyślił się i rzekł:

-Na tej ziemi przed wojną dużo było diabełków i zmór, ale później te krwawe wydarzenia przepłoszyły je, bo one lubiły spokój, te diabełki i zmory nie były takie groźne, bardziej psociły niż szkodziły, ale na każdej wsi była zielarka, która dawała im radę za pomocą leczniczych ziół. Czy widzieliście w dzisiejszych czasach choć jednego takiego diabełka? Albo zmorę? Zapytał Grzegorz. -Nie, nie widzieliśmy. - odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą.

Grzegorz podsumował:

-Od czasu kiedy te dwie wojny wtargnęły na tę ziemię nikt ich już nigdy nie widział.

 

Opowieść II

O kręconych włosach na skroniach i małych różkach

    Grzegorz poprosił Darka o dolewkę kawy, z zadowoleniem sapnął i rzekł:

-W Kanadzie takiej kawy nie ma. O, powracając do tych diabełków, to jak ktoś miał takie kręcone włosy na skroniach, to w nich ukrywały się małe różki. Świadczyło to o tym, że ten człowiek ma konszachty z diabłem. Zielarka z wioski musiała wtedy odczyniać i nieraz można było takiego potępionego uratować.

Słuchaliśmy z wniebowzięciem, bo to historie odległe w przestrzeni i czasie o dziesięciolecia, a dotyczące naszej ziemi. Grzegorz pojawił się jak żywa skamielina i mogliśmy przez chwilę poczuć jak myśleli, co czuli i jak żyli ludzie, którzy mieli zaszczyt być przed nami.

Magiczny, zapomniany świat Łemków, lasy, łąki, rzeki, potoki, diabełki i zmory.

 

 

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R