Transformers – Skoda Octavia

 

Róża podróżuje na południe - w Bieszczady swoją skodą-transformersem. Piździ śniegiem i ślizga lodem. W połowie drogi rozdupcza lusterko boczne z jakimś kolesiem, który też je traci. Ochoczo przyznaje się na spisanym obopólnie oświadczeniu, że to ona ścięła zakręt. Nie wiem po kim ten dzieciak jest taki uczciwy. Ja bym kłamał i łgał, albo ujebał jeszcze drugie lusterko temu typowi, bo jestem asocjalny i anarchizujący – czyli pojebany. No dobra, jedzie dzieciak dalej. Za pół godziny zatrzymuje się na skrzyżowaniu w jakimś Pierdziszewie, a z tyłu przepierdala boski wiatr, czyli zrupieciały seat z dresami na pokładzie. Kolesie wpieprzają się na trotuar, upieprzając sobie tylko dwa koła. Przyjeżdża pan policjant i kasuje Róży dowód, a  był to policjant poeta, bo napisał wierszem: „Brak zwierciadła w lewym lustrze pojazdu” (szkoda, że nie karocy). Róża konsultuje ze mną przez telefon, co ma robić, bo zakazał jej dalszej podróży, a była dwudziesta trzecia w nocy i dwadzieścia trzy stopnie mrozu. Mówię:

-Pierdol to, dziecko. Zobacz, gdzie pojedzie i ruszaj w podróż.

Omijając szczęśliwie prawo dobrnęło dziecię do wsi bez tego jebanego zaczarowanego zwierciadła.

Przykro mi, moje rady demoralizują tego krnąbrnego „dzieckowca”, ale jak się ma za ojca osobnika asocjalnego i anarchizującego, to tak to mniej więcej w skrócie wygląda.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R