Początek szaleństwa i koniec normalności, a może
odwrotnie
Cienka czerwona linia od szaleństwa staję się
coraz cieńsza, ale jakby się nie rozciągała, to zawsze gdzieś jest, bo musi
być, bo taka jej robota – oddzielać szaloną normalność od czystego w swej
formie szaleństwa. Nie przewidzisz kiedy stajesz się przemytnikiem kursującym
za tę granicę. W jedną stronę niesiesz normalność, bo dobrze za nią płacą po drugiej
stronie, a w drugą przemycasz szaleństwo w czystej formie, bo jest na nie popyt
po tej stronie. Wszyscy bardzo się staramy żeby nas nie wytykali na wsi
palcami: O! Idzie ten wariat!, albo „O! Idzie ta popierdolona!”. Wszyscy
staramy się, by nas nie zdekonspirowano, trzymamy fason i w ciskamy się w
szablony, i foremki, by nie odstawać od reszty, i by zasłużyć sobie na ten
medal - „normalny pośród normalnych”. Jak linoskoczek balansujemy na tym
czerwonym cienkim sznurku, by przejść nad wąwozem szaleństwa i nie wiadomo ile
trzeba utrzymać równowagę i jak długi jest ten sznurek, bo właściwie to nikt
nie wie gdzie zaczyna się, a gdzie kończy szaleństwo, ale każdy bardzo udaje,
że wie, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy normalność.
R