Odkryłem gdzie rodzą się i umierają kwiaty
Jedenastego listopada uciekam ze wsi przed
patriotycznymi imprezami, jakoś nigdy nie miałem zacięcia do umacniania
narodowych historycznych pierdolców. Kręcę sobie zatem zapalczywie na
samobieżnym młynku buddyjskim w stronę Zawoju, pada śnieg i wieje nieprzyjazny
północny wiatr. W miejscu, w którym nasz kolega z Wetliny stracił głowę pod
kołami ciężarówki wyładowanej dziesięcioma tonami bukowych metrów spostrzegam
na poboczu kwitnący jeszcze o tej porze kwiat rudbekii nagiej. Z namaszczeniem
fotografuję go i długo się nim zachwycam. Przypominam sobie, że w tym samym
miejscu zakwitł tej wiosny pierwszy żółty kwiat podbiału.
Czyżbym odkrył miejsce, gdzie rodzą się i
umierają kwiaty?
R