Zmienności
prawo nieubłagane
Wszystko podlega temu prawu, właściwie to nie prawo – to
samo życie. To zjawisko tak się nazywa – zmienność. Zmierzam do „dużego
sklepu”, który od czasów mojego dzieciństwa zmienił się i przeobraził, tylko
korytarz i schody z lastrika prawie się nie zmieniły, a pozostałe wszystko
uległo przemianie: bryła budynku, kolory ścian i okna w murach. W dzieciństwie
patrząc na dziwnego wystawowego buta, który leżał w „sklepie na górze” u pani
Wywrotki, a leżał tam, jak twierdził pan Słoneczko (mąż pani Wywrotki) ponad
dwadzieścia lat, aż zżółkł i się wykrzywił, jakby w nim ktoś chodził, choć nikt
w nim nie chodził, bo on przecież tam leżał... ale chodził w nim czas. Ten but
był dla mnie dowodem, że świat jest niezmienny. Utwierdzał mnie on w tym i pan
Słoneczko też mnie w tym utwierdzał, bo robił zawsze to samo – z radością
wchłaniał substancję. Jak twierdzi Jim Carrey „dzieciństwo w ogóle jest dziwną
formą życia”, polega ono na tym, że takie małe dziwne ludziki wierzą w życie, a
nie wierzą przy tym w śmierć – nie przyjmują do świadomości, że świat jest
zmienny, że zrobi on wszystko, by te bachory wytępić i przemienić je w
pojebanych dorosłych, a na koniec w kupę prochu. Gdzieś po drodze zauważyłem,
że też podlegam temu prawu zmienności i bynajmniej istnienie nie wydało mi się
gorsze – wprost przeciwnie - wydało mi się jeszcze piękniejsze, jeszcze
bardziej ekscytujące. Zauważyłem, że zmienność to nieskończenie utalentowany
artysta, który rzeźbi, formuje, przetwarza, kształtuje byty żywe i materialne,
a później je niszczy bez zmrużenia oka, bo ma nową wizję. I co z tego, że to
akceptuję i rozumiem? Jak w głębi mnie drży to pragnienie, by ten dziwny but na
wystawie u pani Wywrotki tkwił tam jeszcze tysiąc lat i by „duży sklep”
wyglądał tak, jak wyglądał, wówczas w cudownej erze nieznajomości prawa
zmienności.
R