Zajebiście wiszą na drzewach te suche liście
(Jesień trochę inaczej)
Końskim chujem w mózg natłoczone ferie barw
spierdoliły się z połonin. Tłumy ludzkie szukając zapomnienia w alkoholowych
przybytkach jebią na kowadle dzisiejszego dnia udręki swych pojebanych istnień.
Zajebiście wiszą na drzewach te suche liście. Woda w potokach popierdala
rozmytą formułą istnienia. Sekundy ruchają minuty, minuty ruchają godziny,
godziny ruchają dobę. Czas – wielki jebaka pcha swym chujem nas wszystkich w
odbyt-niebyt. Zajebiście wiszą na drzewach te suche liście.
Hotelarze witają klientów: zamiast „zapraszamy”,
cedzą „wypierdalać”, gastronauci zamiast „smacznego”
rzężą „a żebyście się zesrali”, sklepikarze zamiast „dziękuję” mamroczą
„odpierdolcie się”. Drzewa napierdalają wszystko wokół swymi barwnymi zeschłymi
liśćmi, suche trawy jak żyletki tną przestrzeń na paski laboratoryjnych
eksponatów. Biorę po kolei te miliony zdarzeń i onanizuję się przy każdym z
zapałem, tak oczywiście w kontekście zrozumienia. Przyspieszam ruchy na
przyrodzeniu, chcąc wskrzesić ogień, by wszystkie te suche liście w chuj
spalić. To jest cały czas jesień, tylko trochę inaczej, spójrzcie, jak
zajebiście wiszą na drzewach te suche liście.
R