Wężogłów i żółtaczka w akwarium
Taki sześcian wody wykrojony z natury i
opakowany w szkło, więzienie dla rybek – ich cały iluzoryczny świat, którego
istnienie podtrzymuje człowiek – bóg. Zostałem obdarowany przez majstra Tomka
parą molinezji i ku mojemu przerażeniu z tej pary w
krótkim czasie zrobiło się ze trzy tuziny zwinnych rybek, czyli żółtaczka w
akwarium. Nie znalazłem chętnych na ten nadmiar istnień pochodzących z chowu
wsobnego i pożaliłem się w tej materii u fachowca w sklepie zoologicznym, ten
bez zająknięcia rzekł:
-Już
się robi!
I
już miałem w dłoniach wiadereczko z dziwną rybą.
Fachowiec dodał jak lekarz przepisujący receptę:
-Ta
ryba wyleczy akwarium z żółtaczki.
Przybyłem do domu i wpuściłem obywatela
Wężogłowa do szklanego sześcianu. Przez kilka dni nic szczególnego się nie
wydarzyło, a przez następnych kilka wszystkie molinezje
zniknęły, jak przysłowiowe „oko w smażalni”. Spojrzałem w czeluść
nieodgadniętych lodowatych oczu Wężogłowa i z niedowierzaniem spytałem:
-Kurwa
zeżarłeś je wszystkie?
Zdawało
mi się, że kiwnął potwierdzająco głową i na jego pysku pojawił się zawadiacki
uśmieszek, i jakby bulknął w odpowiedzi:
-Smakowała
mi ta żółtaczka.
Po
czym dobulkał bąbelkami powietrza:
-Trudne
są wybory i ich brzemię, ale ktoś to musiał zrobić...
R