Teddy Roosevelcie, wróć proszę w Bieszczady
Koniec września, ostatnie takie dni,
które jeszcze tkwią w lecie, a już przeciąga je swą mocą jesień na swą barwną
stronę. W górach więcej ludzi niż w sezonie żeruje na pięknie. Na przełęczach
wszystkie parkingi zapchane stalowymi puszkami – zdaje się, kto żyw ruszył w
Bieszczady. Ja kręcę na młynku buddyjskim i też nie mogę przestać wchłaniać,
ale gdzieś tam z tyłu mózgu drąży mnie ziarenko niepokoju żebyśmy nie zadeptali
tego parku. Same te ludzkie tłumy mówią za siebie, że są wrażliwe na to
oszałamiające bogactwo i ja też tak mówię, ale to nadal jest tylko konsumpcja i
może nas wszystkich powinno drążyć to ziarenko w mózgu, że powinniśmy coś dać
od siebie na wymianę. A cóż najlepszego możemy dać, jak nie głosy wolnych ludzi
za rozszerzeniem Parku Narodowego, bo jest to możliwe, wystarczy znaleźć dobrą
wolę i uświadomić sobie, że zostawimy coś naszym następcom – zostawimy
niezbrukane niczym marzenia o nieprzemijającym pięknie Bieszczadów.
Teddy Roosevelcie, wróć proszę z martwych i pokaż jak
to się robi, jak czyni się nieśmiertelność dla siebie i naszej matki Ziemi...
R